Dolina Śmierci - gdy śmierć zagląda przez szybę - Death Valley cz 1
Dolina Śmierci to ponoć najgorętsze miejsce na świecie określane mianem prawdziwego piekła na ziemi. Nic więc dziwnego ze skoro leży ono na drodze między miastami Las Vegas i San Francisco, które odwiedzałem to postanowiłem sprawdzić ile prawdy jest zawarte w tych opowieściach.
Wyjazd z Las Vegas jak zwykle szerokimi autostradami jest bardzo komfortowy i jedyne co denerwuje (polaka) to ograniczenie prędkości do 75 mil, którego niestety wszyscy przestrzegają. Samo Las Vegas leży na pustynnym ternie otoczonym z kilku stron łańcuchami górskimi więc po niedługiej jeździe wkraczam w bardziej urozmaicone wyżynne krajobrazy.
Jadąc autostrada 95 szybko docieram w okolice tajnej strefy Area 51 z licznymi ostrzeżeniami “WARNING!”, “RESTRICTED AREA”, “MILITARY INSALLATION” oraz ostrzeżeniem, że za każde nielegalne wkroczenie na tern grozi kara 1.000$ wraz z półrocznym aresztem. Za tabliczkami zaczyna się jeden z najlepiej strzeżonych w Stanach teren Armii Sił Powietrznych Nellis, na którym to terenie w 1951 roku wydzielono “małą cześć” pustymi (jedynie wielkości Szwajcarii) z przeznaczeniem na tajną siedzibę CIA w której to ponoć robiono jeszcze bardziej tajne badania. Teren mieści się obok kraterów po (równie tajnych)wybuchach jądrowych, przy których mieści się najdłuższy na świecie wojskowy pas startowy o długości 9,5 km. Krążą tez plotki, że dokonywało się tu badań nad istotami pozaziemskimi, co jest bardzo mocno (juz jawnie) rozreklamowane. Cel jest jeden, ściągnięcie turystów w te niezbyt przyjazne dla ludzie treny (stacje benzynowe i sklepy obfitują w różne czasem nieziemskie gadżety i kartki pamiątkowe).
Oczywiście dla osoby podróżującej autostradą, teren wygląda jak każdy inny w okolicy ale sama świadomość, że wystarczy lekko odbić z trasy i znaleźć się na najściślej pilnowanym w stanach terenie (najeżonego kamerami i czujnikami), pobudza wyobraźnie ; )
Po zjechaniu z autostrady 95 i wjechaniu na drogę 373, dosyć dziwną niespodzianką jest przekroczenie granicy stanów Nevada i California. Objawia się to od razu lepszą jakością dróg ale i momentalnym ograniczeniem prędkości, ostrzeżeniami o karach za ich przekroczenie i jak się później okazuje, znacznie wyższymi cenami paliwa na stacjach. Pierwszymi oznakami zbliżania się do Doliny Śmierci (Death Valley) są ostrzeżenia na tabliczkach o ekstremalnie wysokich temperaturach. Potem zaczynają się ostrzeżenia, że jechać dalej mogą tylko te osoby, które posiadaj z sobą odpowiednią ilość wody niezbędną w tej okolicy. Do tego podana jest odległość do miejsca w którym będzie można uzupełnić potrzebne zapasy wody (ale i paliwa! co akurat było według mnie bardzo przydatną informacją). Przydatne są też ostrzeżenia żeby w przypadku zepsucia samochodu nie oddalać się od niego i zaczekac w nim, aż do przyjazdu pomocy. Szczery i niczym nieskrępowany uśmiech na mojej twarzy powoduje przeczytanie rygorystycznego zakazu wyłączania klimatyzacji w samochodzie z informacją, że może grozić to śmiercią! Faktycznie kraj dla idiotów, jakby samo ostrzeżenie o wysokiej temperaturze nie wystarczyło. Wszystkie te ostrzeżenia wydaja się dla mnie śmieszne, mocno naciągane i wyolbrzymione, jakbym faktycznie miał zaraz wkroczyć do tajemniczej krainy śmierci … ; ).
W dolinę śmierci wjeżdżałem więc sobie jak do jeszcze jednej ciekawostki turystycznej traktując ostrzeżenia i wszelkie informacje z mocnym przymrużeniem oka - w końcu jak się było już na Saharze (na której to nie było żadnych ostrzeżeń co 2 metry) to przecież gorzej być nie może. Jak się jednak okazało, jednak nie do końca tak samo i gorzej jednak być może ; )